Za
nami 25 ed. Bóbr Rajd'u, czyli kolejna impreza z serii krajoznawczych
wycieczek organizowanych - od bez mała 13 lat - przez Starostwo
Drawskie oraz LRCPL .
Jak zwykle trasa zrobiła wszystko by pokazać nam piękno krajobrazowe
naszego regionu. Majowa szata przyrodnicza mimo dosyć pochmurnej pogody
wabiła tysiącami odcieni zieleni. Jeziora, rozlewiska, bagienka i
mijane rzeki cieszyły oko różnymi odcieniami niebieskości. Generalnie
było jeszcze bardziej kolorowo, ale nie o tym ma być ta opowieść.
Zmieniające się jak migotki w kalejdoskopie drzewostany nadleśnictw
Świdwin, Połczyn Zdrój i Tychowo musiały wywrzeć wrażenie i...
wywierały. Seria różnego rodzaju zajęć i zadań, uzupełniała „widoki za
szyb automobilu”. W ramach zajęć z jazd nawigacyjnych na koordynaty,
uczestnicy odszukali – w celu potwierdzenia fotograficznego dotarcia do
punktów pośrednich trasy - między innymi „środek powiatu Drawskiego”
następnie malownicze ruiny dużego młyna i dalej kilka nadwodnych miejsc
biwakowych. Nie tylko koordynaty wskazywały cele, odcinki opisane były
równie w formie Road Bookk'ów, bądź, jak w kilku wypadkach wedle
wskazania nazwy ciągu następujących po sobie miejscowości. Oczywiście
oprócz przemieszczania się automobilami (co i rusz) uczestnicy musieli
dokonywać czynów bez mała heroicznych, wysiadając z rzeczonych w celu
odnalezienia i „obselfikowania” punktów kontrolnych umieszczonych na
drzewach, niekiedy unoszących się na łagodnych tego dnia falach
(zimnegooooo!!!) jeziora, innym razem ulokowanych na stromych skarpach
lasów okołoluboradzkich, czy też wreszcie na bagienku przy ruinach
młyna w Dębnie. Uczestnikom zlecono również pewne trudne zadanie.
Polegało ono na tym by własnym okiem ocenili kilka mijanych przez nich
w trakcie przejazdów miejscowości i wskazali co też w tych
miejscowościach ich zachwyciło, zaciekawiło lub... przeraziło. Na
szczęście okazało się, że nic i nikogo nie przeraziło (przynajmniej
oficjalnie). Zwieńczeniem, a raczej przed-zwieńczeniem trasy były
odwiedziny u: „największy głaz narzutowy”. Gdzieżby jak nie w Tychowie.
A potem, już po odwiedzeniu wspomnianego „największego” nastąpił punkt
kulminacyjny tej edycji czyli... po małej przeprawie przez leśne drogi
dotarliśmy w okolicę „tajemniczej, nabagiennej kaplicy grobowej”. By
uzyskać podstawę wyjściową zaanektowaliśmy na jakiś czas leśne miejsce
wypoczynku (za zgodą Nadleśnictwa Tychowo, za co składamy tu
dziękczynne słowa: „dziękujemy za gościnę”) zlokalizowane przy
malowniczych zbiornikach retencyjnych. Gdzie to było(?) nie nie
zdradzimy. Stawiamy na ducha eksploracji, albo zapraszamy już teraz na
kolejną, jesienna edycję Bobra która odbędzie się 6 października. No
fakt, kaplicy (w planach) na jesienną edycję nie ma, ale też będzie...
fantastycznie :). Ale – idąc tym tropem - niewykluczone, że odnajdą się
„bunkry”, te z tych co ich nie było, ale też było... fantastycznie (to
tak trochę jak z pewnego polskiego filmu, dla niektórych kultowego).
Wróćmy do kaplicy na bagnach która to, dla większości uczestników była
miejscem zakończenia tej edycji, no może nie sama kaplica ale jej
najbliższa okolica. I powoli kończmy tą opowieść. Jak zwykle rozdano
nagrody (tym którzy dojechali), pomęczono jeszcze na koniec mniejszej
rangi zadaniami typu: pokaż apteczkę i pokaż czy potrafisz z niej
skorzystać. Co niekoniecznie ograniczało się do umiejętności otwarcia
pudełka czy przesunięcia suwaka eklera. By zaraz potem zażądać okazania
łopaty i siekiery, albo wymusić przypomnienie sobie gdzie to w
automobilu ukryła się gaśnica, trójkąt odblaskowy czy jakiś tam
lewarek. Do „walki” o jedyne pierwsze miejsce tej edycji, stają dwie
rodziny (kolejność alfabetyczna) Rafała Straich oraz Szczepana Szalaty.
Ostatecznie klasyfikacja wygląda tak (kolejność według klasyfikacji
punktowej) „1” rodzina Szczepana Szalaty, a to Szczepan sam, córka jego
Klara, tudzież syn Filip zwany „Fifim” następna po zajętej już
jedynce rodzina Rafała Straich i tu Rafał sam, małżonka jego Dagmara
oraz syn Mateusz. Na sukcesie zwycięzców zaważyła śmiała akcja pływacka
Klary i uporczywe szwendanie się po bagnie Szczepana i „Fifiego” w
duecie przeciwko osamotnionemu w realizacji tego bagiennego zadania
Rafałowi.
Z ciekawostek tej edycji, dosyć liczna ekipa zgłoszonych uczestników,
jadąca towarzysko grupowo, z powodów technicznych spóźniła się na
start, i to niebagatelne kilka godzin. Kierownik zamieszania (znaczy
ja, ten co to kreślę) w łaskawości swej dopuścił ten opóźniony start,
przez co grupa ta ukończyła trasę dopiero późnym niedzielnym
popołudniem (czy ktoś ma dla mnie jakieś nadgodziny?). Tu dodać należy,
że spóźnialscy być może i nie uczestniczyli w klasyfikacji ale za to w
bonusie od aury dostali piękną słoneczna pogodę. Bezdyskusyjne
podniosła ona o kilka stopni wrażenie krajobrazowe. A i jeszcze tak
trochę w tajemnicy, by uczestniczących w pewnych nocnych wydarzeniach
nie posądzono o chęć ubrania foliowych czapeczek, mamy udokumentowane
„wakacje z duchami” z kapliczkowych bagien. A kto został na noc na
biwaku, to widział, słyszał i... czuł.
Do zobaczenie w październiku, na kolejnym „bobrze”
Wasz Norbert „zet”
A tu mała fotorelacja>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>