A było mniej więcej tak - 4 auta, 6 osób, 2 psy i prawie ciągle lało...
Ale nic to, mimo niepogody wrażenia wspaniałe. Przebieg całościowy 5 tys km, z czego 2000 to dojazd i powrot.
Rozpoznane kilka pasm w tym CRAIULUI; VLADESA; BIHOR; GILAULUI; PARK NARODOWY PADIS; METALIFERI;
SUREAN tu wjazd na 2059; CANDRE; LOTRULUI; FAGARASZ /trasa "Transfogarska 2100 m"; GEORGHIULUI, HARGHITA; GIURGEU; SUHARD; MARAMURESZ; RODNEI; IGNISULUI.
Najwyższe punkty wjechane:
góry Surean 2059:
trasa "Transfogarska" 2100
nad jeziorem Muntelui 1900
Najwyższy punkt "wejdziony" 2120
"Obglądnięte" miasta:
HUNEDOARA; SIBIN; SIGHISOARA; GHEORGHENI
"Obmocznięte" jeziora:
LESU; FLOROIU (zapora znana z filmu " Komandosi Z Nawarony"); FANTANELE; EGREGV; VIDRARU przy trasie "transfogarskiej"
i wreszcie wielkie MENTELUI przy którym wspindralismy się na 1900 m mimo rozmytej drogi.
Pogoda deszczowa, nieliczne anomalie pogodowe w formie wychylnietego na chwile słońca wynagradzały "lyjące dysce". Gorzej było z praniem które co tylko podeschło, to znów podlegało intensywnemu procesowi płukania. W wielu miejscach widoczne ślady popowodziowe. Pozrywane drogi i mosty, zalane doliny (w tym i domostwa), naniesione tony gruzu skalnego i pnie drzew. Rzeki, poza górnymi odcinkami wzburzone i o wysokich stanach. Życie ratowały nam i pozwalały egzystować wieczorami i przy śniadaniach płachty plandekowe o dużych wymiarach.
Gdyby nie one... .
Mapy - podłe i fatalne. Tak jakościowo /rozlatuja się w rękach/ jak i merytorycznie. Bardzo odczuwałem brak map na poziomie 1 : 100 000.
Poruszaliśmy się głównie według 200 i 400 -setek. Kto zna temat wie czym to pachnie. Nieliczne regiony objęte mapami w skali 1 : 60 000 i
1 : 45 000. Z ciekawostek, udało nam się zakupić mapę Maramuresz wydaną jeszcze w starożytnym NRD gdzieś na początku lat 80 XX wieku.
Słowem, tragicznie brak setek. Sporo jazdy na czuja, co niekiedy kończyło się zaliczeniem wielkiego koła do miejsca wyjścia lub koniecznością powrotów wz z tym, że droga w górach "siemkonczyłas".
Oczywiście oprócz jazd wędrowaliśmy małe "conieco" również i pieszo, wiecej Lucyna z Umbertem von ... vel Dyziem oraz Jackiem S /team LCD-JS/, mniej my to znaczy ja z Karolem i Szperą oraz Grzegorz z Pawłem ( team NKS-GP) wędrówki to głównie pierwsze dni gdyż pogoda jeszcze sprzyjała tej formie aktywności.
Team LCD-JS latał po szlakach Padisu, my (NKS-GP)zaliczaliśmy okolicę tzn jeziora zaporowe, szlaki zrywkowe, stare kopalnie /to jest przeżycie/ i setki km górskich dróg, szlaków i ścieżek.
Najtrudniejszy kawałek *- nocny powrót z nad jeziora Floriu na biwak w rejonie Padisu według gównianych /bip bip bip/ map 200 i 400 setek, dystans ca 100 km górskich wertepów, krętych dróg, mostów bez barierek i wyrazistych końców w mgle, czasami ulewnym deszczu.
Z dziesiątami nieoznakowanych ani uwidocznionych na mapach skrzyżowań oraz odjazdów w prawo to znów w lewo. Bez możliwości przyjęcia, że najlepszy szlak to ten główny bo czasami było tak, że szlaki zrywkowe odchodzące w bok były w lepszym (co nie znaczy dobrym) stanie niż szlak zasadniczy.
Jak udało się Karolowi dopilotować nas do celu ? Nie wiem, ale mój podziw dla mojego syna wzrósł jeszcze powyżej dawno osiągniętych wyżyn.
GPS do niczego nie jest w takiej sytuacji przydatny, busola też, a mapy... ech szkoda, że nie ma 100 - etek.
* w tej eskapadzie brały udział dwie załogi tj moja i Grzegorza
Najtrudniejszy kawałek ** - rozryta droga z gór w kierunku do cywilizacji w okolicacach Gheorgheni, najpierw tylko błoto, potem wielgaśne koleiny a potem do tego wszystkiego zlewa jakby "panbucek" chcioł powtórzyć niewinną zabawę w potop. Nie obeszło się bez winczów i kinetyków a mnie szlag trafił przegub - co też radośnie poźniej, w dyscu i wichurze naprawiałem do 2 w nocy.
** to dopadło już wszystkich ale raczej to głównie jednego wszystkiego... ale co tam, zabawa była dla wszystkich.
Najładniejsze kawałki mozaiki
1* - piękna, cudowna, przylepiona do skalistych zboczy, odstrzelana w skale droga do starych kopalni, tam kanion okresowej rzeki miejscami wypolerowany do oślepiającobiałego połysku.
2** - cabana Prislop, zachód słońca, konie, swiatło i cień.Wszystko to po całodniowej o-r łazędze po górskich szlakach zrywkowych, drogach leśnych. Spotkanie z miejscowym leśniczym który obdarował nas Palinką i likierem z malin...
3 ** - trawersowanie połonin i ogrom przestrzeni w której odłegłe rozrzucone niedbale białe kamienie po długim czasie zbliżania okazują się wcale nie małymi owcami których pasterz zagaduje nas jołopów najpierw po Rumuńsku, potem po Włosku, potem Francusku by wreszcie palcem na brudnej szybie narysować nam pewną istotną informację...
4 * - samotny kowboj w kapeluszu i dzinsach, z wienym kałasznikowem na ramieniu pilnujący olbrzymiej zapory.
5 * - węgiel drzewny wypalany w stosach tak jak dawno, dawno temu było i w Bieszczadach
6 * - odszukanie RAJU ech szkoda słów, tak jak tam - musiało być w raju
7 * - wieczorne kąpiele w lodowatych strumieniach
8 * towarzyski osiołek i jego koleżanka krowa oraz wspólne w tym doborowym towarzystwie śniadanie z bardzo aktywnym udziałem osiołka /krowa wolała pieszczoty i głaskanie/
9 brak unijnocywilizacyjnych zakazów, nakazów. Barierek, krat a mimo to, życie rozsądnie toczy się do przodu.
10 bryndza i mleko prosto z z pasterskich szałasów, bez HACAP-ów
* przygoda mojej i Grześkowej załogi
** przygoda wszystkich
Reszta..., została na przyszły rok, wracamy tam na całe wakacje..
NJZ & LAND ROVER
CLUB PL
OFF ROAD / CARAVANING
2005