NJZ & LAND ROVER
CLUB PL
OFF ROAD / CARAVANING
Realizując zaplanowaną dla grupy trasę powielamy nasz samotny /w sensie jednego samochodu/ - z uwzględnieniem turystycznego
charakteru grupy, wcześniejszy przejazd przez: góry Craului, góry Vladesa poprzez jeziora do gór Bihoru. Tu spory kawałek czasu
przeznaczamy na Park Nrodowy Padis.
Szwendamy się po okolicach, łazimy po jaskiniach i górach.
Po opuszczeniu Padisu wjeżdżamy na Cucurbata Mare /1848/ ale śniegu już nie ma. Okolice Avram Ianku i pobliski, a ważny bardzo szczyt Cain Cruise /1446/ oferuje nam nie lada przeżycie.
Lądujemy w samym środku bardzo ważnego dla Rumunów święta; festiwalu ku pamięci Arama Ianku. Ruszamy dalej, góry Gilauli, góry Metalifrei wpadamy do Devy,
stąd zbaczamy trochę by wstąpić do Hunedoary.
Dalej przez Sureany /tu szwendamy się obficie po połoninach i zaliczamy kilka szczytów w tym Varful Lui Patru /2130/. Jazdy choć spokojne, turystyczne - dostarczające sporo emocji i wrażeń.
Z Sureanów kierujemy się do Sibiu. W Sibiu polecam restauracje La Turn. Mimo, że w samym rynku; to dobra i normalna cenowo knajpa serwująca rodzime potrawy.
Z Sibiu przelatujemy na i przez "transfogarską". Imponujące to przedsięwzięcie oglądane oczami człowieka który przeszwendał się dopiero co po równie karkołomnych
serpentynach w wersji ledwo co utwardzanej, albo i nie utwardzanej..., nie wywołuje pożądanych wrażeń. Przemykamy na druga stronę Fagaras, po drodze nie odpuszczamy /temu właściwemu/
zamkowi: Peenari - czyli prawdziwej siedzibie "Drakuli". W Cimpulungu opuszcza nas załoga Sławka który wraca już do PL po 10 dniowej turze. Jako, że dalsza trasa przebiega koło zamku Bran,
są tacy co zaglądają i do niego.
Docieramy do Bucegów, kręcimy się trochę po Parku Narodowym i wjeżdżamy w dwa auta ponownie na Costile /2495/. Z Bucegów przez robiący wrażenie zamek Rasnow, docieramy
do Braszowa. Braszow zwiedzamy zwyczajowo już późnym popołudniem lub jak kto woli wczesnym wieczorem. Nocny przelot asfaltami do północnej części Fagaras. Rano poprzez kościoły
warowne / w jednym z nich spotykamy Polkę, dziewczyna jest z Piły i w ramach działań jakiejś fundacji zaangażowana jest w rekonstrukcję tego kościoła/ i chłopskie zamki jedziemy do Sigihisoary.
W Sig. żegna się z nami załoga Janusza. Zostaje jeszcze do wieczora Andrzej z Krzyśkiem. Tak czy siak rozłazimy się. Wieczorem spotykamy się z Andrzejem by wspólnie zobaczyć
to co oferuje festiwal średniowiecza w Sig. Po prawdzie nie oferuje nic atrakcyjnego i zmierza raczej w kierunku czegoś co jest namiastką naszego Owsiakowego "łudstoka" niż średniowiecza.
A szkoda /aby było jasne; nie szkoda, że idzie w kierunku "łudstoka" tylko szkoda, ze zatraca swój "średniowieczny" zamysł/ sceneria tego miasta aż się prosi o taką imprezę. Nad ranem zmęczeni wyjeżdżamy z Sig. i śpimy na jednym.
2006